MAGIA WSPOMNIEŃ
Tym razem nie będzie o jedzeniu, tylko o tworzeniu. Z łezką w oku przeglądam instagramowe wpisy sprzed roku. Dokładne rok temu po raz setny poprawiałam teksty do książki Mamucie Przysmaki i mierzyłam czasy potrzebne do przygotowania poszczególnych potraw. Uparłam się, że czasy w książce muszą być, bo ułatwią czytelnikowi życie na co dzień, chociaż mnie kosztowały znacznie więcej pracy.
Moje serdeczne koleżanki, nawiasem mówiąc świetne i doświadczone gospodynie, testowały przepisy, a córka razem z koleżanką piekła drożdżową roladę makową, żeby sprawdzić, czy wszystko w przepisie gra, nawet dla kogoś kto o pieczeniu nie ma wiele pojęcia. I to był jej pomysł, że to zrobi, jaka kochana!
Przypomniałam sobie jak chodziłam po domu z linijką i mierzyłam niemal wszystkie książki, żeby wybrać właściwy format. Ostatecznie wybrałam trochę mniejszy niż A4, bo to ważne, żeby przyjemnie trzymało się książkę w dłoniach, żeby nie była ani za duża, ani za mała. Wystarczająca na tyle, żeby czcionka była czytelna, zwłaszcza jeśli ktoś ma nieco słabszy wzrok.
Zależało mi, żeby książka nie była za twarda, za kanciasta i też nie za ciężka. Przecież 224 strony, to niezła cegła mogłaby być. Jednocześnie chciałam, żeby była elegancka, trwała i miła w dotyku. Sporo oczekiwań, prawda? Dlatego ostatecznie nie zdecydowalam się na twardą oprawę, chociaż niektórzy mówili, że wygląda wtedy na bogatszą… Prawdę mówiąc jej koszt był identyczny z tą którą wybrałam, czyli miękką ze skrzydełkami jakby pokrytą malarskim płótnem.
NAJWAŻNIEJSZE ETAPY
O poszczególnych etapach pracy nad książką tylko wspomnę, bo możnaby spokojnie drugą książkę na ten temat napisać. Kiedy przypominam sobie wielomiesięczny proces jej powstawania, to mam na myśli między innymi:
- współpracę z redaktorem przy opracowaniu struktury książki, wyborze przepisów, opowieści i cały wielomiesięczny proces pisania poszczególnych części;
- wielokrotne sprawdzenie przepisów, również przez inne osoby;
- pracę nad zdjęciami, obrazami, i niejednokrotnie trudne decyzje, co wybrać z setek możliwości;
- wybór i włączenie do przepisów pomocnych dla czytelnika piktogramów, między innymi tych z czasami, o których wspominałam powyżej;
- profesjonalną korektę wszystkich zredagowanych wcześniej tekstów, a więc kolejna rewolucja i mnöstwo poprawek zarówno przed, jak i po składzie tekstu;
- współpracę z grafikiem nad całym projektem książki z uwzględnieniem wielu aspektów np. czcionki, formatu, rozmieszczenia tekstu, doboru zdjęć, pracy nad okładką;
- wybór i współpracę z drukarnią;
- wybór papieru i oprawy;
- troskę, aby kolory w druku wyszły tak jak trzeba i różne techniczne zagadki do pokonania na różnych etapach projektu, których nie sposób było przewidzieć wcześniej.
Wbrew pozorom wydanie książki kulinarnej nie jest łatwą sprawą. Bez współpracy z właściwymi osobami nic by z tego nie było. Pracy i czasu ogrom, i stresu też, bo tak naprawdę do końca pewności brak, czy nie wyjdą w druku jakieś niechciane kwiatki…
A na koniec najważniejsze – jak książka będzie przyjęta przez czytelników? Czy uznają ją za interesującą? Czy będzie się podobać? I czy będzie smakować to, co z niej ugotują…
Taki to jest urok samodzielnie wydawanej książki. Z jednej strony cudowna jest możliwość decydowania o wszystkim, na każdym etapie, ale z drugiej jest odpowiedzialność za cały żmudny proces jej powstawania. Jedno wiedziałam od samego początku – wydać książkę samodzielnie nie może oznaczać, że coś będzie zrobione gorzej – NA ŻADNYM ETAPIE, bo to wcześniej, czy później się zemści. Tak więc nie było żadnych dróg na skróty. Było mnóstwo pracy i włożonego serca.
OPINIE O KSIÃŻCE
Na szczęście moja książka została bardzo ciepło przyjęta przez czytelników. Uzyskała też świetne recenzje od osób, które na książkach znają się znakomicie m.in. od Elizy Morawskiej, autorki kilku książek kulinarnych i bloga Whiteplate, Anny Włodarczyk, autorki dwóch świetnych ksiæżek kulinarnych i bloga Strawberries from Poland, redakcjii Zwierciadła oraz redakcji portalu Mojegotowanie.pl .
Za każdym razem kiedy dostaję nową opinię o książce, z jednej strony czuję satysfakcję i radość przeogromną, a z drugiej wzruszenie, źe moja książka znajduje drogę nie tylko do kuchni, ale i do serca czytelników. Wiele osób wraca po kolejny egzemplarz na prezent dla bliskiej osoby i to jest dla mnie dowód, że ta książka ma swoją wartość!
Kilka dni temu Wiola Wróblewska tak napisała o książce Mamucie Przysmaki:
„…Mamucie Przysmki to ciepła opowieść o jedzeniu (…) Zachwyt pięknem prostoty. Powstała by ją czytać, oglądać i gotować. By karmić wszystkie zmysły. Dopieszczona w każdym szczególe. (…) Sztuka i codzienna potrzeba. Mnie zachwyciła. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie. A ja chcę robić wszystko już i teraz, i oglądać ją mogę bez końca…”
PO CO ŚWIATU KOLEJNA KSIĄŻKA KUCHARSKA?
Wiele jest świetnych przepisów i w książkach, i w sieci, to prawda. Po co więc światu kolejna książka? Uwielbiam tworzyć i chciałam aby moje Mamucie Przysmaki były czymś więcej niż tylko książką kucharską, chociaż proste i szybkie przepisy tam zawarte bardzo lubię i sama z książki często korzystam na co dzień, jak z ulubionego zeszytu z przepisami. Mam tež nadzieję, że nigdy mi się nie znudzi, ale oprócz przepisów i mojego doświadczenia jest w niej spory kawał mojego życia. Jest połączeniem kilku moich pasji: malowania, pisania, fotografowana i gotowania. W obrazach i zdjęciach uchwyciłam wiele uważnych chwil, którymi się dzielę. Bo przecież nie chodzi tylko o jedzenie…Chodzi o relacje…Zdjęcia i obrazy dopowiadają to, co czasem trudno jest wyrazić słowami.
MOTTO
“(…) wydarzenia nie mają wielkiego wpływu na jakość życia. Jest ona wprost proporcjonalna do umiejętności zachwytu. A zdolność do zachwytu jest owocem uważności”.
Te słowa Julii Cameron przeczytałam kilka lat temu w książce „Droga artysty”, świetnej zresztą. Trafiły do mnie od razu, a potem w trudniejszych momentach do nich wracałam jak do jakiejś cudownej szczepionki. Pomagały, przypominały, uczyły mnie patrzenia. Dlatego bardzo chciałam, aby znalazły się w mojej książce, no i jak widzisz są! Na pierwszych stronach…
„Małe rzeczy”, taki był roboczy tytuł książki, bo z nich składa się codzienność, a codzienność decyduje o naszym życiu…No i wracam teraz do słów Julii Cameron: jakość życia, umiejętność zachwytu, uważność…Słowa te są dla mnie jak balsam dla duszy.
KSIĄŻKA MAMUCIE PRZYSMAKI NA PREZENT
Kobieca, aksamitna, otulająca. Taka jest moja książka i taki prezent możesz sobie lub komuś podarować, pełen miłości i domowego ciepła. Taki prezent możesz również dać swojej mamie, której święto jest już za kilka dni. A jesli chcesz przeczytać więcej opinii czytelników na temat ksiąźki Mamucie Przysmaki, to znajdziesz je na stronie sklepu.
NIE TYLKO KSIĄŻKA
Delikatna, otulona mgłą i nienasycona jest też moja nowa mleczna kolekcja fotografii do powieszenia na ścianę. Wydrukowałam fotografie w większym formacie dla siebie i jestem bardzo zadowolona z efektu. Pięknie prezentują się we wnętrzu. Na dodatek pokonałam technikalia i fotografie są już dostępne również w mojej internetowej galerii. Od wczoraj są również kwiatowe kartki pocztowe. Zapraszam Cię więc serdecznie!
Jeśli podobał Ci się artykuł zostaw proszę komentarz poniżej.
Dodaj komentarz