Dwa razy w życiu bolały mnie nogi tak, że na długo zapamiętam i dwa razy zdarzyło mi się to w Londynie. Pierwszy raz byłam tu w latach 90-tych z koleżankami, więc powinnam wiedzieć czego się spodziewać, ale i tak byłam zaskoczona.
Znajomi pukali się w czoło… Co? Do Londynu w listopadzie? Tak właśnie, Londyn w listopadzie i nie żałuję! Pogoda okazała się całkiem łaskawa, czasem nawet wychodziło słońce i zachęcało do chodzenia zamiast jeżdżenia metrem. Kiedy byłam w tym mieście wiele lat temu – w czerwcu, pamiętam, że czasem nie chowałam nawet parasolki, a tym razem tylko dwa razy solidnie padał deszcz i to dopiero wieczorem, kiedy i tak po całym dniu nie mieliśmy już ani siły, ani ochoty na spacerowanie.
Wiedzieliśmy, że Londyn jest drogim miastem, więc na początku spróbowaliśmy się zaopatrywać w lokalnych sklepikach, ale wybór był słaby, a jedzenie okazało się sztuczne, drogie i niedobre. Na szczęście szybko odkryliśmy kilka miejsc z ulicznym, pysznym jedzeniem i to w dobrej cenie m.in. na południowym brzegu Tamizy w drodze do Tate Modern oraz na na targu Portobello, gdzie można skosztować potraw chyba z całego świata. Podejrzewam, że takich miejsc w Londynie jest dużo, ale nie samym jedzeniem żyje człowiek…W ciągu kilku dni obejrzałam setki obrazów i nakarmiłam również ducha. Świetne jest to, że tu większość muzeów jest za darmo. Można więc do nich wchodzić wielokrotnie. Potrzebny jest tylko czas i dobra kondycja.
Miasto robi wrażenie. Zachwyciły nas zadbane, oplecione roślinami kamieniczki, zwłaszcza w przepięknej dzielnicy Notting Hill, blisko której mieszkaliśmy. Staraliśmy się omijać szerokim łukiem, handlową i zatłoczoną nawet poza sezonem, Oxford Street (nie weszłam tam do żadnego sklepu, ja siebie nie poznaję!), natomiast chętnie zaglądaliśmy do pełnych jesiennych kolorów parków. Ogromne przestrzenie zieleni w środku miasta dają oddech i nie chce się stamtąd wychodzić.
Na chwilę zajrzeliśmy również w okolicę Tower Bridge i tu zdziwiły mnie szklane wieżowce, które zdominowały kamienną Tower of London, a liczne dźwigi zapowiadają, że wkrótce wyrośnie ich więcej. Pamiętałam, że Londyn jest duży, ale zapomniałam, ze aź tak. Tamiza wydała mi się szersza, a miasto jeszcze większe i bogatsze niż było kiedyś.
Był listopad i czas dyni, ale często zatrzymywałam się przy kwitnących kwiatach. Obfotografowywałam je, a mój kochany Mąż o dziwo to cierpliwie znosił. Pomimo póżnej jesieni jeszcze rosło mnóstwo kwiatów: w parkach i w przydomowych ogródkach, na parapetach, w witrynach sklepów i kawiarń oraz w donicach zawieszonych na miejskich latarniach. Były na każdym kroku, świeże i kolorowe, jakby je ktoś dopiero posadził, ale w tle już zaczynały się przygotowania do Świąt.
Było pięknie, intensywie i jak zwykle za krótko. Zapamiętuję przede wszystkim romantyczny spacer uliczkami Notting Hill, smak bajgli oraz gozleme z Targu Portobello, niespieszną atmosferę w barze Ottolenghiego, przypadkowo odkryty organiczny targ w Marylebone, wystawę impresjonistów w National Gallery, medytacyjną salę z obrazami Rhotko i księgarnię w Tate Modern oraz wspaniałe parki i ogrody, gdzie można odpocząć od miasta.
Zamieszczam tu trochę zdjęć, na pamiątkę.
National Gallery i kilka obrazów mi.in. Cezanne’a, Van Gogha, Maneta oraz Moneta z czasowej wystawy pt: „Courtauld Impressionists: From Manet to Cézanne”. Wystawa będzie otwarta do 20 stycznia 2019. W przeciwieństwie do stałej wystawy jest niestety płatna, ale jeśli ktoś lubi impresjonistów, to moim zdaniem warto ją zobaczyć.
Targ staroci i jedzenia z całego świata przy ulicy Portobello. Tu można naprawdę nieźle i stosunkowo niedrogo się wyżywić.
Przy ulicy Portobello jest również niewielka włoska restauracja Portobello Garden. Wystrój jest skromny, ale prowadzący ją Włosi bardzo się starają. Jedzenie jest świeże i smaczne, porcje są duże (nawet dla mojego Męża), a ceny jak na Londyn przyzwoite. Lepiej jednak sobie zarezerwować stolik na wieczór, bo w środku jest niewiele miejsca, a chętnych nie brakuje. Niepozorne wejście do Portobello Garden znajduje się w bramie.
Spacer po zakamarkach Notting Hill.
Sklep i urocza jadłodajnia Yotama Ottolenghiego. Kilka lat temu dowiedziałam się o tym kreatywnym kucharzu i autorze wielu kulinarnych książek od kuzynki mojego męża Sylwii, podróżującej po całym świecie (dosłownie!). Potem zakochałam się w jego książce “Jerozolima” i w proponowanych w niej oryginalnych smakach, stąd jadąc do Londynu bardzo chciałam odwiedzić chociaż jedną z kilku prowadzonych przez niego restauracji. Jedzenie tu nie jest wprawdzie najtańsze, ale wielką przyjemnością było dla mnie spróbowanie smaków znanych mi z książek. Bardzo przyjemne, ciepłe wnętrze, gdzie nikt się nie spieszy i nikt nie pogania. Można się wszystkiemu przyjrzeć, spokojnie dopytać i zastanowić, bo wybór jest spory a decyzja niełatwa.
11 -ego listopada obchodzone jest w Wielkiej Brytanii święto Remembrance Day, ku pamięci żołnierzy poległych w I i II wojnie światowej. Potocznie święto to nazywane jest również “Poppy Day” od symbolicznych maków przypinanych przez Brytyjczyków do płaszczy już od pierwszych dni listopada. Piękny to zwyczaj.
Hyde Park i Ogrody Kensinghton, gdzie kiedyś mieszkała księżna Diana, a teraz jej synowie z żonami.
Oxford Street
London Eye, na szczęście mam lęk wysokości…
Tower of London i okolica Tower Bridge
Look right, look left, oczy trzeba mieć dookoła głowy bo ruch jest lewostronny a piętrowe autobusy wyrastają jak spod ziemi. Z zaciekawieniem patrzyłam na taksówki. Dawniej były tylko czarne, ale teraz są w różnych kolorach, a to co je łączy, to nieco staromodna sylwetka.
Niesamowity budynek TATE MODERN i kilka obrazów moich ulubionych malarzy: duże formaty Moneta i Rhotko, niepozorny obraz Morandiego i na końcu Modigliani. Od kilku lat wizyta w muzealnej księgarni jest nieodłączną częścią mojej wizyty w każdym muzeum. Księgarnię w Tate Modern warto odwiedzić zdecydowanie.
London by night z tarasu w Tate Modern.
Marylebone Farmers Market, tu zaopatrują się mieszkańcy kupując pyszności prosto od rolników. Jest wszystko; sery, ryby, owoce, warzywa, kwiaty, przetwory i rozmaite wypieki, a takich targów jest w Londynie ponad 20! Odbywają się w różne dni tygodnia, najczęściej w soboty lub w niedziele. Jestem pod szczerym wrażeniem!
Instalacja w Saachi Gallery, czasem można tu zobaczyć ciekawe wystawy mniej znanych artystów. Warto również pospacerować w okolicy King’s Road oraz Baker Street, bo jest tu ładnie.
Dodaj komentarz