Z przyjemnością wróciłam do wspomnień z czerwca, chociaż już lipiec ma się ku końcowi. Nie miałam wątpliwości, że działo się wiele. Czy stratą czasu jest grzebanie w przeszłości? Coraz częściej jesteśmy na wsi, w stuletnim domu dziadków mojego męża. Nie wiem co z tego wyniknie, na razie, chociaż oddaliłam się od malowania czuję, że jestem bliżej natury, i kiedy patrzę na te zdjęcia, i kiedy przypominam sobie czerwcowe smaki i moje zachwyty… czy to możliwe, aby był to powód do wzruszeń?
Same dobre rzeczy…
Złota godzina nad Rudawą, ile razy tędy przejeżdżam czy przechodzę, tyle razy patrzę, czasem zatrzymuję się i fotografuję.
I kto tu jest bohaterem? Serniczek baskijski, własnoręcznie uzbierane pierwsze poziomki, maki w nowej dębowej oprawie
czy obraz “W stronę słońca” czekający na nowy dom?
Kwiaty czarnego bzu wyjątkowo wcześnie w tym roku, suszę jak najwięcej bo lubię i mam kilka pomysłów co z nimi zrobić jesienią czy zimą.
W Parku Szymborskiej i na słodkościach w Krusz na Kleparzu, przy ulicy Paderewskiego 4. Nic dwa razy się nie zdarza…
Tylko dla osób, które lubią się dzielić. Jest przyjemnie, śródziemnomorsko i różnorodnie. Mazi w Podgórzu, Rynek Podgórski 9, czynne od wtorku do niedzieli od godziny 16-tej.
Nad Rudawą po raz pierwszy, chcę być jak Cezanne z górą św. Wiktorii. Ten niewielkiego formatu obraz namalowałam dla Eli, prawdopodobnie poleci do Australii.
Moje “Mamucie Przysmaki” czekające na nowe domy w kameralnej księgarni “Lokator” na krakowskim Kazimierzu, przy ulicy Mostowej 1. Fajne miejsce książkami i kawą.
Koniec roku szkolnego, zapachniało wakacjami chociaż już dawno wyrosłam ze szkoły, i moje dzieci również.
Proste smaki, do których miło się wraca. Potrzebne są jedynie stare, porządnie wyszorowane ziemniaki, oliwa, rozmaryn, piekarnik rozgrzany do 220 stopni z termoobiegiem i około 30 minut (trzeba podglądać). Pyszny dodatek do gzika, jajek sądzonych czy burgerów.
Na krakowskich plantach po intensywnym deszczu zapachniały lipy.
I jak nie zatrzymać się, nie patrzeć, nie fotografować, nie malować. Suszona pokrzywa jednak nie jest stąd, i dobrze.
Kwiaty jukki ogrodowej już są! Zniknęły natomiast czubki pięknych świerków w ogrodzie sąsiada, którym lubiłam się przyglądać. Miały tu być same dobre rzeczy, ale nie mogę się powstrzymać…
Prezent od Wydawnictwa Gaj – “Kuchnia jarska”, napisana przez Jana Kazimierza Czarnotę na początku XX wieku, a teraz przypomniana przez Aleksandrę Sadownik, twórczynię koncepcji graficznej reedycji, która pracowała nad nowym wydaniem w ramach pracy magisterskiej. Większość roślinnych przepisów spokojnie można wykorzystać. W książce został zachowany oryginalny język i konstrukcja przepisów, dodano jedynie dla ułatwienia słowniczek trudniejszych pojęć, obcych naszej współczesnej kuchni. Ciekawostką jest, że raki i ryby nie były wtedy uważany za mięso. Piękne i staranie zaprojektowane wydanie. Dziękuję!
W siódmym niebie… Jeszcze ciepłe jagodzianki z Bun Bakery przy ulicy Dolnych Młynów 3.
Kilka dni na wsi i smaki dzieciństwa prosto ze starych owocowych krzaczków.
Mam wiele ulubionych kwiatów, w zeszłym roku do listy dołączyło geranium.
Taka jestem zadowolona z eksperymentalnie zamówionych dębowych, naturalnych ramek. Pięknie wyglądają w nich moje prace.
Fotografie z mlecznej kolekcji w nowej oprawie. Nie ma ich jeszcze w sklepie, ale możesz do mnie napisać jeśli Ci się podobają.
Kolory natury, z nimi czuje się miękko i bezpiecznie.
Mój obraz ” W siódmym niebie”, w pięknej szampańskiej oprawie, w towarzystwie ulubionych kwiatów i innego dobra u Elizy Mórawskiej. Tak się cieszę!
Moje jagodzianki, ponoć jak te kupne 20 zł za sztukę:)
Wspólne śniadanie, jeden z milszych momentów tego miesiąca zdecydowanie wart zapamiętania.
Moja pierwsza porządnie zapleciona chałka, tatko byłby ze mnie dumny… Przepis na szybką konfiturę z czarnej porzeczki lub z innych sezonowych owoców jest tutaj.
Dwoję się i troję, tyle bym chciała jeszcze zrobić. Kiszony agrest po raz pierwszy, ciasto z truskawkami dla mamy i przede wszystkim ciasto drożdżowe z kruszonką i rabarbarem. Nie ma bez niego wiosny, która za chwilę się skończy!
Domowe kopytka z papryką gochugaru, szparagami, kolendrą i parmezanem, kromka chleba z krótko duszonymi w maśle plasterkami szparagów, rzodkiewką i parmezanem, sałatka z tego co pod ręką, płatki ryżowe na kurkomowym mleku, z szybką konfiturą truskawkową niemal bez cukru, miętą i rukolą prosto z balkonu. Ta rukolą zasługuje na uwagę, w przyszłym roku posadzę jej więcej.
Leniwe kluseczki, obowiązkowo z zarumienioną w maśle bułką tartą i posypane odrobiną cukru, Coś się kończy, coś się zaczyna.
Zatrzymać czas… zamykam więc smaki w słoikach, suszę zioła, fotografuję namiętnie.
Coś na upał. W naturze lżej je znosić.
Owoce czarnego bzu, borówki amerykańskiej, trzmieliny europejskiej i orzecha włoskiego.
Po deszczu.
“Mój chleb” za chwilę powędruje do miejsca pachnącego chlebem i wanilią.
Niektóre zachwyty zasługują na osobne zdjęcia:)
Czerwiec płynnie przechodzi w lipiec.
KONIEC
Dodaj komentarz